Tegoroczny festiwal Colours of Ostrava obfitował w wiele znakomitych gwiazd. Myślę, że śmiało mogę stwierdzić, że ta edycja Colours była lepsza od poprzedniej. Potwierdziła to też frekwencja! Ludzi był ogrom, każdy znalazł coś dla siebie. A koncerty headlinerów zebrały tysiące fanów!

Ze względów prywatnych byłam zmuszona ominąć pierwszy dzień i rozpoczęcie festiwalu, ale za to w czwartek zameldowaliśmy się, na długo przed pierwszym koncertem. W tym roku zdecydowaliśmy się dojeżdżać samochodem w każdy dzień, a nie spać w namiocie jak w zeszłej edycji. 

Oficjalny parking Colours of Ostrava!

Wykupiliśmy oficjalny parking, który znajdował się około 20 minut spacerkiem od jednej z bram bocznych festiwalu. Kosztowało nas to 1200 koron, za całe 4 dni (więc nie najgorzej, ale też nie najtaniej). Przynajmniej mieliśmy pewność, że będziemy mieli gdzie zaparkować, a wieczorem bezpiecznie i spokojnie wyjedziemy w drogę powrotną. Na plus, to że parking znajdował się zaraz obok wylotówki na autostradę więc nie musieliśmy tracić czasu na jazdę po mieście.

Zakupiliśmy też winietę na 10 dni, tak aby bezpiecznie dojechać autostradą, a nie męczyć się bocznymi drogami. Znalazłam wiele sprzecznych wersji czy dojazd do Ostravy jest bezpłatną czy już płatną autostradą. Jeśli jest ktoś tu bardziej kompetentny to będę wdzięczna za informację! Za winietę zapłaciliśmy 67 zł (razem z opłatami serwisowymi).

Podbój stoisk na Colours of Ostrava!

Czwartek zaczęliśmy od ruszenia na podbój stoisk. Bardzo fajne na festiwalu jest to, że stoiska mają przygotowane konkursy za które można dostać fajne gadżety. W tym roku różnorodność była dużo większa niż we wcześniejszych edycjach. Obowiązkowo porobiliśmy śmieszne foty, ale też trochę pozowane! Rozwiązywaliśmy quizy, krzyżówki i łamigłówki (zdarzyło się również po czesku!) Dobrze, że Google tłumacz mamy zawsze pod ręką. Udało nam się wygrać koszulki, kapelusz, pelerynkę, torbę, okulary i wiele, wiele innych rzeczy. Stworzyliśmy nawet swoje tripsowe przypinki oraz kulę do kąpieli… (nie ważne, że nie posiadamy wanny, coś wymyślimy).

Koncerty Colours of Ostrava!

Festiwal Colours of Ostrava nie posiada przewodniej muzyki. Usłyszymy tu każdy rodzaj, z każdego zakamarku świata. Zapraszam na przegląd tegorocznych artystów, razem ze zdjęciami Wojtka! Tutaj zobaczycie tylko mały urywek tego co działo się przez te 4 festiwalowe dni! Żeby to zrozumieć trzeba tego doświadczyć! 

Do dyspozycji mieliśmy 3 główne sceny, oraz wiele mniejszych! Cały czas coś się działo! 

Nowością była scena T-Mobile oraz ich ogromne stoisko. Znalazł się tam taras widokowy na teren festiwalu oraz tyrolka! 

Na scenach zaprezentowali nam się tacy artyści jak Lenny Kravitz, Sam Smith czy Dennis Lloyd

Polskie akcenty na Colours of Ostrava!

Nie zabrakło również polskiego akcentu w postaci zespołu Kwiat Jabłoni na czele z Kasią i Jackiem. Zagrali chyba najlepszy koncert tej edycji! Dużym zaskoczeniem było też pojawienie się Ewy Farny, która zaśpiewała z nimi jedną z nowych piosenek zespołu! 

Największą publiczność w mojej opinii zebrał Lenny Kravitz. Ja niestety nie znam jego twórczości zbyt dobrze, ale i tak zostałam na koncercie, by trochę się z nią zapoznać. 

Artystą który przebierał się najwięcej razy podczas koncertu był nie kto inny jak Sam Smith. A jego „Stay With Me” słyszę w głowie do tej pory!

Oprócz wielkich i znanych gwiazd, zobaczyliśmy wiele artystów, którzy zachwycali pomysłowością, makijażami lub strojami! Byli też tacy, którzy mieli to wszystko!

Pięknie prezentował się zespół nuMori oraz Mitsune! Zobaczcie te stroje! 

Jhen Yue Tang pokazał nam namiastkę tajwańskiej kultury, a Sam Garrett przeniósł nas do świata filozofii, zapewniając duchową podróż. 

Ummet Ozcan zagrał nam największe taneczne hity, co było idealnym dopełnieniem festiwalowego dnia. 

Słyszeliście kiedyś beatboxującego mnicha? Te dwa słowa idealnie opisują Yogetsu Akasakę, którego trzeba usłyszeć na żywo! 

Piątkowe trio sceny głównej Colours of Ostrava!

Sean Paul, Zara Larsson i James Blake to było piątkowe koncertowe trio! Pierwszy na scenie pojawił się Sean i od razu zaczarował swoją publikę! Zara oprócz swoich największych hitów pokazała, jak dobrze tańczy! A James pokazał nam kawał muzyki elektronicznej! Co to było za popołudnie!

Festiwalowe jedzonko!

Coś bez czego trudno byłoby wytrwać ten koncertowy maraton! Jak co roku na terenie festiwalu znajdziemy ogromną różnorodność stref gastronomicznych! Największą popularnością cieszą się frytki, placki ziemniaczane, kebaby czy naleśniki. Myślę, że każdy znajdzie coś dla siebie. Ceny w porównaniu do zeszłego roku nie wzrosły zbyt wiele. Przykładowo, za duże frytki trzeba było zapłacić 150 koron, a za kebaba 160 koron. Mi szczególnie przypadły do gustu placki ziemniaczane oraz owocowy Birell (59 koron). Zdecydowanie ratował w wielu sytuacjach, bo pogoda nas aż nadto rozpieszczała promieniami słońca. 

Strefa dla dzieci!

Mam wrażenie, że zdecydowanie większa niż w zeszłym roku! Bardzo wiele ciekawych atrakcji, konkursów czy warsztatów. Nie zabrakło tez specjalnej sceny. W strefie dla dzieci znaleźliśmy tajskie lody! Mimo kolejki warto było swoje odczekać, bo były przepyszne! Wiecie że truskawka to po czesku „jahoda”? Mnie to zaskoczyło!

Festiwalowa moda na Colours of Ostrava!

Temat rzeka, w tym roku postarałam się trochę bardziej. Włosów mimo obietnic nie zafarbowałam, ale sami oceńcie te stylizacje! Dałam chociaż trochę radę czy dalej za mało szaleństwa? Przyznam szczerze, że ten brokat był piękny i ślicznie mienił się po zachodzie słońca, ale domyć go ze skóry… To było wyzwanie! Zdecydowanie zamieszkał z nami na dłużej. 

Bolt Tower!

Bolt Tower to 80 metrowy piec w którym powstawała surówka żelaza! Można zajrzeć do wnętrza pieca oraz platformy odlewniczej i sterowni. Dodatkowo w cenie biletu mamy audioprzewodnik również w języku polskim.  Podczas zwiedzania Ostravy, jest to punkt obowiązkowy!

Już w zeszłym roku wypatrzyłam, że można ją zwiedzać i bardzo chciałam tam wejść, ale nie dane mi było. W moim słowniku nie ma rzeczy niemożliwych, więc w tym roku postarałam się bardziej. A i okazja była zdecydowanie lepsza. Koszt wyjazdu na górę z przewodnikiem kosztował 200 koron, więc stosunkowo dobra cena. Nam jednak w ramach współpracy udało się ją zwiedzić za darmo. Z racji tego wyjeżdżaliśmy zwykłą windą, a nie tą używaną do transportu żelaza. Dojechaliśmy na piętro 11, i zaczęliśmy podziwiać świat z wysoka. 

Wyjeżdżaliśmy na górę w akompaniamencie zachodzącego nad Ostravą słońca, co dodatkowo dodało temu miejscu uroku! Zresztą wiecie bardzo dobrze, że mi wiele do zachwytu nie potrzeba… 

Zdecydowaliśmy się wyjść na samą górę! W między czasie zapadł zmrok, a wieża została dodatkowo oświetlona. Było to bardzo klimatyczne, chociaż momentami też straszne. Pod nogami mieliśmy przepaść! Widoki mimo to były przepiękne, mieniące się wszędzie światła, kolorowe sceny, dochodząca do naszych uszu muzyka! To było coś. Na pewno inne przeżycie niż w zwykły pofestiwalowy dzień! 

Nie bez powodu wieża przyciągnęła tak wiele osób! Każdy chciał to zobaczyć!

Wrażenia z tegorocznego Colours of Ostrava!

Podsumowując tę edycję Colours of Ostrava, to podobała mi się dużo bardziej niż zeszłoroczna! Myślę, że przeważyło spanie w swoim własnym łóżku, domowy obiad i dopiero koncertowanie w pełni sił. Zdecydowanie bardziej też podobali mi się wykonawcy! Jeśli ktoś mnie dobrze zna to wie, że na muzyce nie znam się wcale. A moja pamięć do artystów i ich utworów jest tragiczna. Trochę wstyd, ale powoduje to czasem bardzo śmieszne sytuacje. Na duży plus, na pewno to, że już wiedziałam jak to wygląda od środka… Nie to, co w zeszłym roku, gdy jechałam tam na oślep. Wiedziałam czego się spodziewać i bawiłam się wyśmienicie! 

Na koniec ogłoszono pierwszego artystę na nową edycję! Jesteście ciekawi kto to? To wpadajcie na oficjalną stronę Colours! Pierwsze (najtańsze) bilety są już w sprzedaży! To z kim widzimy się na kolejnej edycji w Ostravie?